Chciałem wiedzieć. Wiara natomiast zależała od sposobu, w jaki przedstawiono mi daną historię, od wewnętrznego tonu i jakości opowieści. Nie przypominam sobie, żeby choć raz przyjemność czerpana z opowieści wypływała z mej wiary, że wszystko, o czym opowiada, zdarzyło się lub mogło się zdarzyć w „prawdziwym” życiu.
Baśnie wyrażały nie możliwości, ale pragnienia. Były udane, jeśli wzbudzały tęsknotę, zaspokajając ją, ale i często nieznośnie ją zaostrzając. Nie potrzeba tu rozwodzić się nad nią szerzej – mam nadzieję, że wrócę jeszcze do tej tęsknoty złożonej z wielu czynników zarówno uniwersalnych, jak i typowych tylko dla współczesnych ludzi (w tym także i dla współczesnych dzieci) albo nawet dla określonego rodzaju ludzkiego.
Nigdy nie pragnąłem mieć snów czy przygód Alicji, a opowieść o nich po prostu mnie bawiła. Nie marzyłem o poszukiwaniu ukrytych skarbów czy o walce z piratami, więc nie przejąłem się zbytnio Wyspą skarbów. Wolałem opowieści o Indianach: były w nich łuki i strzały (a moim nigdy niespełnionym marzeniem było nauczyć się dobrze strzelać z łuku), obce języki, przebłyski archaicznego stylu życia, a nade wszystko lasy i puszcze. Jeszcze wspanialszy był kraj Merlina i Artura, a najpiękniejsza była bezimienna Północ Sygurda Wölsunga i Fafnira, księcia smoków.
Tych krain pożądałem najbardziej. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że smok jest zwierzęciem tego samego rodzaju, co na przykład koń. I to nie tylko dlatego, że konie widywałem co dzień, ale nigdy nie udało mi się odnaleźć nawet śladu smoczej stopy (zob. notę D). Smok nosił wyraźne piętno Krainy Czarów: jeśli gdzieś żył, to było to w innym świecie. Fantazja – tworzenie innych światów bądź ich „oglądanie” – zrodziła się w sercu z tęsknoty za innymi światami. Pożądałem smoków z całej duszy, z samej głębi mej istoty. Oczywiście w swym mdłym ciele nie życzyłem ich sobie w sąsiedztwie, nie pragnąłem, by wtargnęły w mój stosunkowo bezpieczny świat, w którym można było w spokoju i bez lęku czytać sobie opowieści (i właśnie to mają dzieci najczęściej na myśli, gdy pytają: „Czy to prawda?” Rozumieją przez to: „Podoba mi się ta opowieść, ale czy to moja współczesność?” „Czy jestem bezpieczny w swoim łóżeczku?” Jedyne, co pragną usłyszeć, to: „Oczywiście, w dzisiejszej Anglii nie ma już smoków”). Jednak świat, który zawierał choćby wyobrażenie Fafnira, był bogatszy i piękniejszy, nawet za cenę utraty poczucia bezpieczeństwa. Mieszkaniec spokojnych i żyznych nizin może słuchać opowieści o udręczonych górach i nieurodzajnych morzach – i tęsknić za nimi w głębi serca. Bo serce jest silne, choć ciało mdłe.